niedziela, 15 maja 2016

Orzeszki w Kocie czyli o tym, że opatrzność jest facetem ...

Problem z Teatrem Polskim jest taki, że łatwo się do niego wchodzi, ale wyjscie to już nie jest taka prosta sprawa. Serio.
Kiedyś nawet zostaliśmy tu zamknięci przez nadgorliwego pana portiera, ale nie o tym miałam pisać.

Istnieje w Teatrze Polskim miejsce, które zagina czasoprzestrzeń i łamie prawa fizyki.
Miejsce to funkcjonuje pod bardzo zmyłkową nazwą Czarnego Kota Rudego.
Nie dajcie się nabrać na łagodność nazwy - tam się dziwne rzeczy dzieją. Wchodzi człowiek na godzinkę, a wychodzi dnia następnego. I to w dodatku mocno rozchichotany lub nawet ze spłakanym makijażem podśpiewując pod nosem.
Wiem co piszę bo często CZESŁAWy dziwnym trafem po spektaklu, który zaczynał się o 19.00 na głównej scenie wychodzili grubo po północy z Kota zastanawiając  się jak to się stało.

Tym razem zdaliśmy się na opatrzność, która powinna nas z teatru wypchnąć i skierować do domu w trybie natychmiastowym.

Nie przewidzieliśmy tylko, że w takim miejscu nasze chytre plany bycia odpowiedzialnym nie skutkują, a opatrzność przybrała postać aktora Michała Janickiego.
Aaa...nie ma już biletów? - stwierdził  tenże i zadał nam pytanie:
To chcecie iść do domu?!? 
Było w tym pytaniu tyle szczerego zdziwienia, niedowierzania i smutku, że poddaliśmy się szaleństwu i zasiedliśmy w kocim przedpokoju.

Świetna miescóweczka, naprawdę. A zrobiła się ekskluzywną lożą vipów, kiedy na sąsiednim krzesełku zasiadł z paczką orzeszków w dłoni, znany nam już z Teatru Kameralnego, przeuroczy Andrzej Zaorski.

Magiczne miejsce!
o czym donosi K.A.Owiec



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Śmiało! Podziel się z nami swoją opinią :)